Przesilenie, Katarzyna Berenika Miszczuk

Przesilenie, Katarzyna Berenika Miszczuk




W końcu, po długim czasie oczekiwań Katarzyna Berenika Miszczuk wydała ostatni już tom cyklu Kwiat Paproci. Przyznam, że żegnam się z tą serią z lekkim smutkiem, bo zapałałam niemałą sympatią do Bielin i jego mieszkańców. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo w zamian otrzymaliśmy naprawdę zgrabnie domknięty wątek. Teraz pewnie nurtuje Was pytanie, czy czwarta część dorównała poprzednim? A może przekreśliła urok  pozostałych dzieł autorki?

Po wydarzeniach, które miały miejsce w Żercy, Gosława stara się za wszelką cenę przekonać Mieszka, że to właśnie z nim zaszła w ciążę. Na domiar złego wizyty Swarożyca stają się co raz częstsze i dziewczyna zdaje sobie sprawę, że już niedługo będzie musiała oddać mu obiecaną przysługę. Czy w całym tym natłoku niespodzianek i zawirowań uda się jej znów przechytrzyć bogów?

Tradycyjnie, jak na tę serię przystało, bawiłam się wręcz znakomicie. Akcja żwawo zmierzała ku końcowi, nie dając ani chwili na nudę. W końcu prócz oczywistego wątku głównego, wplecionych zostało również wiele innych ciekawych wydarzeń pobocznych, które w swej komiczności potrafiły doprowadzić człowieka do łez. Gosława nic a nic się nie zmieniła. Dalej jest tą samą niezrównoważoną i lekkomyślną osobą. Czasami miałam nawet wrażenie, że autorka specjalnie pisała książkę w taki sposób, byśmy wiedzieli więcej od samej głównej bohaterki i kręcili głową z niedowierzaniem, że jeszcze sama na dane wnioski nie wpadła. Fabuła została poprowadzona pierwszorzędnie. Wszystkie wątki zostały nareszcie zadowalająco pozamykane. Pozostał jedynie lekki niedosyt, bo tytuł kończy się w takim momencie, że z jednej strony wiemy, że nie ma co więcej drążyć tematu, a z drugiej to poczytałoby się jednak o kolejnych perypetiach Gosi.

Przesilenia chyba nawet nie muszę tym razem jakoś szczególnie podsumowywać, w końcu ostatnia część sama w sobie jest obrazem całego dorobku pisarki.  To niesamowita książka, o jeszcze bardziej niesamowitym zakończeniu i z pewnością każdy, kto czytał pozostałe dzieła Katarzyny Bereniki Miszczuk nie będzie zawiedziony i tym razem. Słowiański świat pochłonął mnie bez reszty, a rytuały i obrzędy dodały książce jeszcze więcej charakteru. Dzięki tej serii legendy dostały nowe życie, ukazując w naszych głowach małe ziarenko swej dawnej świetności.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu






Shinrin-yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych, dr Qing Li

Shinrin-yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych, dr Qing Li




W dobie pośpiechu i wiecznego gonienia za ustalonym celem, ludzie zgubili gdzieś umiejętność wyciszenia i doceniania otaczającego ich świata. Nic dziwnego, przy obecnym tempie życia, ciężko jest w końcu utrzymać się na powierzchni i żeby coś osiągnąć, faktycznie trzeba wykorzystać maksimum swojego czasu. Z tego wszystkiego zapominamy o błogości młodych lat, gdy potrafiliśmy tak po prostu leżeć na trawie i obserwować niebo. Kiedy wszystko wydawało się proste, kiedy dołki były przejściowe, a nie ciągnęły się tygodniami i człowiek tak zwyczajnie czuł się lepiej. Nigdy nie zastanawiałam się skąd może to wynikać, aż do momentu, gdy sięgnęłam po Shinrin-Yoku.

Shinrin-Yoku ciężko jest uplasować w jakimś konkretnym typie literackim. To zarówno poradnik, jak i zbiór krótkich opowiadań badanych osób na temat obcowania z drzewami i praktyką spacerów leśnych. Czym konkretnie są kąpiele leśne? To najzwyczajniejsze, bezpośrednie obcowanie z naturą. Autor stara się nam uświadomić, jak wielką rolę w życiu człowieka odgrywają lasy i jak pozytywnie potrafią wpłynąć na odporność i samopoczucie. Opowiada, jak za sprawą zwyczajnych kilkugodzinnych wypraw nasze zdrowie może polepszyć się na miesiące, chroniąc nas tym samym przed wieloma poważnymi chorobami.Posiada w sobie również ogrom informacji naukowych, których nie powstydziłaby się żadna poważna książka przyrodnicza. Znajdziemy tu wykresy, obliczenia oraz badania statystyczne przedstawiające jak ważnym elementem naszego życia jest praktykowanie metod doktora Qing Li.

Nie martwcie się jednak, że może być w związku z powyższym trudna w odbiorze - absolutnie! Wszystko podane jest jak na tacy i będące zrozumiałym nawet dla największego laika. Dzieje się tak za sprawą rozlicznych przemyśleń i wplatanych opowieści z życia autora. Do tego wszystkiego konstrukcja stron jest niesamowicie przejrzysta. Czcionka jest dość spora, a tekstu mało, pozwalając tym samym skupić się na konkretach i przesłaniu oraz wczuć się w zapierające dech w piersiach fotografie. Bardzo ucieszył mnie fakt, że prócz oczywistego obcowania z lasem, zostały przedstawione metody domowe, dla osób które faktycznie czasu nie mają. Wszystko jak widać da się obejść i nawet we własnym zaciszu możemy wdrażać wskazówki doktora.

Shinrin-Yoku to książka, obok której ciężko jest przejść obojętnie. Pięknie zaprojektowana okładka i zdjęcia pojawiające się praktycznie na każdej stronie potrafią zwrócić uwagę potencjalnego czytelnika. Ciężko mi jej nie polecić, niesie ze sobą w końcu wielki bagaż wiedzy teoretycznej i praktycznej, nawet z zakresu prawidłowego oddychania. No nic, pozostaje mi zacząć wprowadzać pewne zmiany w życie i przekonać się na własnej skórze, czy kąpiele leśne mają tak zbawienny wpływ, jak zapewnia dr Qing Li.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu


Bad Boy's Girl 2, Blair Holden

Bad Boy's Girl 2, Blair Holden




Jadąc na fali mojego absolutnego zauroczenia książką Bad Boy's Girl, postanowiłam od razu sięgnąć po część drugą. Po tak drastycznie uciętym zakończeniu, intensywnie oczekiwałam przesyłki od wydawnictwa i z zapałem spałaszowałam całość w jeden dzień. Gdy emocje w końcu opadły i zaczęły pojawiać się pierwsze wnioski, były one niestety słodko-gorzkie.

Po burzliwych wydarzeniach wieńczących część pierwszą, Tessa i Cole wyruszają na upragnione studia. Wielka miłość trwa nadal i z pozoru nic nie jest w stanie jej zachwiać. Dawne demony nie dają jednak za wygraną i pozornie idealny związek zostaje poddany nowym próbom. Para za wszelką cenę szuka sposobów na połączenie dwóch tak różnych światów, jednak czy jest to możliwe? Jak wiele może wytrzymać relacja w obliczu strachu przed zranieniem i porzuceniem? Nastolatkowie postanawiają raz jeszcze walczyć o wspólną przyszłość, na przekór wszystkiemu i wszystkim. 

W dalszym ciągu chciałabym podtrzymać moje stwierdzenie, że książki zostały bezsensownie podzielone, bo w połowie lektury dopiero zaczyna się faktycznie drugi tom i przez to raz jeszcze dostajemy przypomnienie sytuacji, z którymi dopiero co mieliśmy styczność, co jest delikatnie mówiąc dziwaczne. Tak samo przebieg fabuły zbytnio nie różni się od poprzednika. Dalej nie jest to coś ambitnego i lawiruje w dość przyziemnych tematach, ale ciągle wywołuje przyjemne emocje podczas lektury. Na pocieszenie, w końcu dostajemy porządnie zamknięte zakończenie, mające ręce i nogi, a oczekiwanie na kolejną część nie jest aż taką męczarnią. 

Bad Boy's Girl 2 nie zrobiło na mnie aż takiego wrażenia, jak poprzednik. Dostaliśmy praktycznie to samo i szczerze mówiąc niewiele się tu dzieje. Cały czas wałkowany jest ten sam problem, który powoli zaczyna wychodzić bokiem. Jasne, spotykamy na swojej drodze nowych bohaterów, dostajemy nowe sytuacje, ale gdzieś z tyłu głowy chodzi myśl, że jednak dalej jest to zupełnie to samo, ale w innej oprawie. W dalszym ciągu, książka jest poprawna ale tym razem brakuje jej tego "czegoś", co może przyciągnąć czytelnika. Odnoszę nawet wrażenie, że albo gra ona niejako rolę wypełniacza do kolejnej odsłony cyklu, albo autorka stworzyła tasiemca, który na dłuższą metę nie będzie miał już nic więcej do zaoferowania. 

Czy zatem warto sięgać po kolejny tom? Czy może jest w nim coś dobrego? Z pewnością ogromy plus mogę przyznać kreacji postaci. Widać, że bohaterowie w wyniku pewnych wydarzeń dojrzewają, a ich charakter ewoluuje. Oczywiście wszystko okraszone jest odpowiednią dozą realizmu, dzięki czemu nie uświadczymy nagłych transformacji Tessy w twardą babkę, a Cole nie stanie się facetem bez przeszłości. To jedno sprawia, że totalnie nie skazuję na skreślenie całej opowieści i daję jej szansę na poprawę w trzeciej części, która pojawi się już niebawem.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu



Bad Boy's Girl, Blair Holden

Bad Boy's Girl, Blair Holden





Nigdy nie byłam jakoś specjalnie przekonana do dzieł wywodzących się z zyskującego na popularności serwisu Wattpad. Zazwyczaj po kilku stronach albo umierałam z nudów albo kończyłam plaskając się w czoło ze zdumienia, jak można takie szroty przepuszczać do druku. Dla niewtajemniczonych, Wattpad jest stroną, gdzie dosłownie każdy może opublikować własną książkę - w całości, lub częściach i na postawie polubień czytelników otrzymują odpowiednie miejsce w rankingu. W ten sposób powstała spora społeczność aktywnie działających tam, aspirujących pisarzy. O ile ten pomysł bardzo mi się podoba, bo popularyzacja tego typu inicjatyw jest jak najbardziej rzeczą pozytywną, to niestety łatwo o natrafienie na koszmarek, którego później nie da się odzobaczyć ( przykładem mogą być te wszystkie dziwaczne fanowskie opowiadania o członkach boys bandów). Nie powiem, Bad Boy's Girl zapewne w którąś z tych specyficznych nisz trafia, ale mimo wszystko całkiem ładnie wybiła się na tle Wattpadowych cudaków. Dlaczego?

Tessa zdecydowanie nie jest osobą, o której można by powiedzieć, że miała życie usłane różami. Trudne dzieciństwo, pełne szyderstw ze strony rówieśników odnośnie jej obfitej tuszy skutecznie stłamsiło poczucie własnej wartości dziewczyny. Na domiar złego Jason, którego od zawsze darzyła uczuciem widzi w niej jedynie przyjaciółkę, a jego przyrodni brat Cole jest największym utrapieniem na świecie, starającym się za wszelką cenę obrzydzić jej egzystencję. Później wcale nie jest lepiej - zostawia ją najlepsza przyjaciółka Nicole, stając się nagle jej największym oprawcą. Co gorsza, zaczyna chodzić z obiektem westchnień Tessy. Akcja rozgrywa się w ostatniej klasie szkoły średniej, gdy nastolatka marzy jedynie o tym, aby szkoła dobiegła już końca i robi absolutnie wszystko, by pozostać niezauważoną. Niestety, przyszłość ma dla niej inne plany i stawia na jej drodze osobę, której miała nadzieję już nigdy nie zobaczyć. Cole Stone wraca do miasta po kilkuletnim pobycie w szkole wojskowej i wszystkie dawne koszmary znów mogą wrócić do porządku dziennego. 

Ok, uściślijmy sobie jedno - nikt mi nie płacił, ani nie stał nade mną z biczem, kiedy pisałam ten tekst. Skąd w ogóle takie stwierdzenie? Bo muszę się Wam przyznać, że tytuł ten mi się...spodobał. Sama bym się nigdy nie spodziewała po sobie takich słów, na temat niesamowicie schematycznej książki z tak stereotypowym przebiegiem fabuły. No bo hej, co jest bardziej oczywistego od wroga, który nagle w magiczny sposób staje się obiektem westchnień? A tu klops, bo wszystko jest opisane tak konkretnie, z porządnym uzasadnieniem poszczególnych wydarzeń, że aż mam ochotę klaskać. Może to syndrom sztokholmski? Bo jak inaczej opisać fakt, że typowe romansidło mogło tak bardzo zaangażować mnie emocjonalnie? Znów czułam się jak podjarana nastolatka i przeżywałam wszystko na równi z główną bohaterką, choć dramatyzmu tu nie ma za wiele.

Postaci nakreślone są poprawnie. Nigdzie nie uświadczymy przesady czy wyolbrzymienia pewnych wzorców -  ot, zwykli ludzie z równie zwykłym życiem. Jak dla mnie to właśnie ta kwestia jest największym urokiem tego tytułu, bo pozwala on odpocząć od przesadzonych bohaterów, w ostatnim czasie nagminnie tworzonych przez pisarzy. Według mnie, to właśnie normalność jest czymś pożądanym bo właśnie z nią najlepiej nam się utożsamia. Co do samej akcji, jest dość liniowa i oczywista, aczkolwiek satysfakcjonująca i dająca czytelnikowi dokładnie to, czego oczekuje. Niestety największą wadą jest zakończenie i to nie ze względu na fakt, że zostało ono źle napisane, ale dlatego, że go zwyczajnie nie ma. Jak do tego doszło? Za sprawą specyficznej struktury Wattpadowych książek, które są wydawane często rozdziałami, trudno jest nie stworzyć po druku kolosa. Tak było i w tym przypadku, bo rozdziałów jest mnóstwo, co przełożyło się na dość grubą książkę, nie mieszczącą całej treści, w wyniku czego wydawnictwo zostało zmuszone do ucięcia fabuły w dziwnym miejscu. Lekki niesmak pozostał, tym bardziej że kontynuacja ma kawałek części pierwszej i resztę części drugiej. Może jednak lepiej byłoby stworzyć tomiszcze, ale za to z konkretnie postawioną kropką na opowiadanej historii?

Wiosna trwa w najlepsze, już powoli wchodzimy w lato i w takim okresie Bad Boy's Girl sprawdzi się zapewne wyśmienicie. Lekka, mało ambitna, jednak niesamowicie angażująca emocjonalnie historia jest czymś perfekcyjnym na ciepłe, leniwe dni. Może być też naprawdę dobrym  wstępem do zapoznania się z samym serwisem, z którego się wywodzi. Nie powiem, sama zaczęłam go częściej przeglądać i kto wie? Może znów trafię na jakąś perełkę?


Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu



Rycerze pożyczonego mroku, Dave Rudden

Rycerze pożyczonego mroku, Dave Rudden




Pamiętacie te czasy, kiedy będąc dzieckiem siedziało się pod kołdrą z latarką w ręce i książką w drugiej? Kiedy to potrzeba poznania dalszych losów bohaterów rozpierała człowieka od środka tak intensywnie, że z miłą chęcią zarywało się nocki i rano umierało z przemęczenia? W całym moim życiu miałam tylko kilka takich epizodów i towarzyszyły mi one głównie przy tytułach, które miło wspominam aż do dnia dzisiejszego. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś przyjdzie mi tego ponownie doświadczyć, aż do niedawna, gdy sięgnęłam po Rycerzy pożyczonego mroku.

Denizen Hardwick od długiego czasu przebywa w sierocińcu. Niewiele pamięta ze swojego wczesnego dzieciństwa, a rodzice są jedynie zamglonym wspomnieniem. Jakiś czas po jego trzynastych urodzinach, zupełnie niespodziewanie odwiedzić chce go ciotka, co jest dość sporym zaskoczeniem, gdyż do tej pory sądził, iż nie ma żadnych żyjących krewnych. Wszystko, co dzieje się później jest niczym jazda bez trzymanki. Nieoczekiwany zwrot wydarzeń popycha go do bractwa pożyczonego mroku, walczącego z istotami cienia. Żeby nie było, Denizen nie pała optymizmem w obliczu nowych obowiązków, a nowa rodzina zdecydowanie odstaje od jego oczekiwań.

Nie wytrzymam, jeżeli już na samym początku nie wspomnę, jak bardzo jestem zachwycona! Przyznam, że nie lubię kiedy książka ma opis twierdzący, że dany tytuł będzie świetny dla fanów Harrego Pottera, bo kojarzy mi się to z marną inspiracją zrobioną jedynie dla pieniędzy. W tym przypadku jednak określenie to jest perfekcyjnie dobrane, ale nie pod względem przebiegu wydarzeń, a odbioru podczas czytania. Autentycznie poczułam się znów jak dziecko, które zachłannie zgłębia kolejne strony opowieści. Wykreowany świat jest barwny, brak mu męczącej cukierkowatości, a postaci są wielowymiarowe. Podoba mi się fakt, że pisarz nie stara się za wszelką cenę ukazać  bohaterów jako bezsprzecznie dobrych. Ba, wprowadza nawet chaos, który utrudnia czytelnikowi rozpoznanie, które osoby są po stronie Denizena, a które mu zagrażają. Trudno też zarzucić cokolwiek samej fabule opowieści. Poszczególne wydarzenia miło się zazębiają i absolutnie nic nie wybija z lektury. I ten świat! Rycerze, demoniczne i karykaturalne stwory, intrygujący wymiar cieni, napierający na naszą rzeczywistość i czekający tylko na okazję by móc się wydostać, to zdecydowanie coś na miarę Okrutnej Pieśni, którą miałam okazję zachwycać się w zeszłym miesiącu. 

Opowieść o rycerzach to bardzo przyjemny tytuł i choć zdaję sobie sprawę, że jest przeznaczony dla młodszego czytelnika, to i tak taki staroć jak ja na spokojnie może czerpać z niego radochę. Nie bez przyczyny porównałam tę książkę do ostatniego dzieła Victorii Schwab, gdyż autorzy starają się wprowadzić nieco więcej mroku do prowadzonej opowieści i tworzą światy możliwie jak najbardziej rozbudowane. Miejmy nadzieję, że takich pozycji będzie w przyszłości coraz więcej, bo nie ma sensu niepotrzebnie upraszczać fabuły w obawie, że młodzież tego nie ogarnie.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu


Copyright © 2014 moja booktopia , Blogger