Dziś będzie nieco inaczej, niż zazwyczaj. Wydawnictwo Otwarte, przy okazji premiery nowej książki Emily Griffin "Wszystko, czego pragnęliśmy", postanowiło rozpocząć akcję, mającą na celu poszerzanie świadomości internautów o różnych odcieniach przemocy. Jako, że tego typu inicjatywy jak najbardziej popieram, z miłą chęcią postanowiłam wypowiedzieć się na temat kilku konkretnych wycinków ze stronic wspomnianego tytułu, wobec których trudno jest przejść obojętnie, nie wyciągając przy tym pewnych wniosków. Autorka stworzyła bowiem książkę o bardzo aktualnym przesłaniu, z ogromną dozą mądrości i niezwykle delikatnym, acz dobitnym ukazaniem prawdziwej twarzy molestowania oraz rasizmu. Cóż więc ma nam do powiedzenia Emily Griffin?
"(...)Plus ten chamski tekst o zielonej karcie. Kiedy go zobaczyłam, pomyślałam o państwu Sayedach, którzy mieszkali obok nas i byli chyba najmilszymi ludźmi, jakich mogłabym sobie wyobrazić. Kilka lat temu dostali obywatelstwo (podczas ceremonii zajmowałam się ich malutkim dzieckiem), a mimo to w okolicy zawsze znalazło się kilku kretynów wrzeszczących „muzułmanie do domu” i tym podobne świństwa. Na szczęście w sąsiedztwie mieszkało też
sporo naprawdę świetnych ludzi – w tym kilkoro artystów i muzyków – którym takie obraźliwe, fanatyczne odzywki nigdy nie przyszłyby do głowy".
Przyznam, ze sytuacja z tego przykładu jest chyba najczęstszą i najbardziej absurdalną ze wszystkich, które zachodzą szczególnie w naszym kraju. Bardzo często zdarza się, że osoby innej narodowości są piętnowane tylko i wyłącznie ze względu na sam ten fakt. Zazwyczaj agresywny odbiór takich ludzi nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia. Jesteś inny? To wypad. Agresorowi nie potrzeba tak naprawdę powodu. Napiętnuje obcokrajowców dla samej przyjemności ze zwracania uwagi, że jest inny. Jest to niezwykle bolesne, ponieważ często cierpią na tym niewinni, naprawdę dobrzy ludzie, którzy tak samo jak my chcą prowadzić szczęśliwe, spokojne życie. Nie mniej, o ile zgadzam się z przesłaniem z tego fragmentu, o tyle nie podoba mi się wskazywanie, że szczególnie osoby wykształcone i w pewien sposób rozwinięte intelektualnie nie mają skłonności do rasizmu. Rasizm ma wiele twarzy i można go doświadczyć w każdym środowisku, nawet wśród niezwykle inteligentnych ludzi. Często bywa tak, że to właśnie powszechne autorytety mają tego typu skłonności. Pamiętajcie - nie ważne jak "wielki" jest dany człowiek, jeżeli gardzi ludźmi ze względu na ich odrębność. Każdy, absolutnie KAŻDY powinien być traktowany z szacunkiem, niezależnie od tego, czy ma inny kolor skóry, czy też wyznaje inną religię.
"Przez cały wieczór Lyla błagała mnie, żebym, jak to określiła, „nie wkopał Fincha”. Wyciągała wszelkie możliwe argumenty. Że przesadzam. Że Finch to ogólnie miły chłopak i czy naprawdę chcę zrujnować mu przyszłość. (Owszem, chciałem). Że jeśli „zrobię z tego nie wiadomo jaką aferę”, to skutek będzie taki, że jeszcze więcej osób zobaczy zdjęcie, a ona może nawet mieć kłopoty w szkole, kiedy się wyda, że piła na imprezie. (Tym akurat prawie mnie przekonała, uznałem jednak, że sprawiedliwość wymaga poświęceń). Udałem, że zamierzam się zastanowić, ale kiedy w poniedziałek rano wjechaliśmy na kolisty podjazd przed szkołą, na którym aż roiło się od tych bezczelnych, bogatych dzieciaków, wiedziałem już, że za cholerę nie odpuszczę. Czego bym ją nauczył na temat szacunku do samej siebie?"
Ten konkretny cytat podnosi mnie na duchu za każdym razem, kiedy go czytam. Dlaczego? Bo niesamowicie uświadamia, jak ważną rolę ma podejście rodzica i jak może on zmienić sposób myślenia czytelnika, szczególnie takiego, który posiada lub będzie posiadać własne pociechy. Może żeby było Wam łatwiej zrozumieć sytuację, nakreślę nieco obraz. Mamy tu przykład dziewczyny, która została w pewien sposób napiętnowana przez kolegę ze szkoły. Lyla za wszelką cenę nie chce, by w sprawę ingerował jej ojciec, ponieważ, UWAGA! Lyla czuje się częściowo winna. Dokładnie tak, jak przeczytaliście. Ofiara czuje się winna z powodu konsekwencji, które poniesie oprawca. Najbardziej przerażający jest fakt, że jest to praktycznie codzienność. Może i nie obrazowana w ten konkretny sposób, ale przyznajcie, ilu z was usłyszało, że jak doniesiecie na osobę robiącą komuś jakąś nieprzyjemną rzecz, to będziecie konfidentami? Za każdym razem wpajany jest nam jakiś przedziwny wzorzec, że winną nie jest osoba stwarzająca zagrożenie, tylko osoba otwarcie o nim mówiąca i piętnująca je. Mało się słyszało o ofiarach gwałtów, które same sobie były winne? W końcu po co biegła po parku wieczorem? Czemu ubrała spódnicę? Szkoda, że nikt nie zadaje pytania - dlaczego oprawca to zrobił? Dlaczego dla swojej chorej, chwilowej przyjemności postanowił nieodwracalnie zniszczyć komuś życie? Dlatego pamiętajcie, kochani, że ofiary NIGDY nie są winne. Winni są oprawcy. Zawsze.
"Trudno powiedzieć, od czego się zaczęło, ale sama z pewnością nie byłam bez winy. Pomyślałam o godzinach spędzonych na błahostkach, które stały się nieodłączną częścią mojego życia. Spotkania i przyjęcia, wizyty u kosmetyczki i na siłowni, tenis i lunche, i wreszcie, owszem, cenna praca charytatywna. Tylko czemu to wszystko służyło? Czy miało teraz jakieś znaczenie? Co mogło być ważniejsze niż rozmowa z synem o szacunku wobec kobiet i przedstawicieli innych kultur czy ras?"
To już ostatni, lecz nie mniej ważny od reszty cytat. Być może to, na jakich ludzi wyrastamy nie mają do końca wpływu rodzice, bo nie oszukujmy się, wchodząc w wiek nastoletni bardzo się od nich odcinamy. Wtedy ma na nas wpływ otoczenie i to pod jego naporem często jesteśmy mniej lub bardziej kształtowani. Zalążek jednak faktycznie stanowi relacja i wzorce ukazane nam przez rodziców. Niezwykle ważna jest rozmowa, często na tematy bardzo dla nas, dorosłych oczywiste. Dzieci jednak często widzą to inaczej. Często pewne przemyślenia są przez nie wyolbrzymiane, czy przekręcane, dlatego też trzeba zachować pełną czujność nad ich rozwojem. Jasne, każdy z wiekiem zyskuje swój rozum, jednak kto wie, być może jedna rozmowa, na z pozoru nieistotny, wielokrotnie wałkowany temat pozwoli nie tylko się nam zbliżyć, ale i uniknąć tragedii?
Mogłabym zapewne pokazywać jeszcze wiele przykładów ukazanych na łamach książki Emily Griffin, jednak wolę zostawić Was z pewnym niedosytem, który sprawi, że po nią sięgniecie. Warto bowiem poświęcić te kilka godzin na zaznajomienie się z fabułą wykreowaną przez autorkę, gdyż jest to naprawdę wartościowa pozycja, pozwalająca nie tylko zastanowić się nad tą tematyką ale i otwarcie i głośno o niej porozmawiać. A skoro o tym mowa - czy Wy również mieliście okazję spotkać się z przejawami rasizmu w Waszym najbliższym otoczeniu? Co sądzicie o tej niezrozumiałej fali nienawiści wobec mniejszości?
Za książkę dziękuję wydawnictwu