The Call. Wezwanie, Peadar Ó Guilín
Czy zdarzyło się wam kiedyś, że zdecydowaliście się na daną książkę ze względu na jej genialny wygląd? The Call było dla mnie dokładnie jednym z takich przypadków. Za każdym razem, gdy chodziłam po księgarniach, zaraz w oczy rzucała mi się piękna czerwono-różowa okładka pokryta malutkimi czaszkami i z pozłacaną czcionką. Po części głupio mi się przyznać, ale był to główny powód, dla którego postanowiłam przeczytać ten tytuł. Nie miałam w sumie nic specjalnego do roboty, a cierpiałam na przestój czytelniczy i nie wiedziałam za bardzo, którą książkę z kupki wstydu ruszyć. Tak więc wzięłam czytnik, włączyłam Legimi i mając w pamięci przepiękny wygląd tego tytułu postanowiłam pobrać go na swoją półkę.
The Call umiejscowione jest gdzieś na pograniczu literatury młodzieżowej i fantastyki, z dużą ilością elementów charakterystycznych dla dystopii. Akcja rozgrywa się w Irlandii, jednak nie takiej, jaką znamy ją dzisiaj. Wyobraźcie sobie, że żyjecie normalnie tak jak teraz, w tym właśnie kraju i nagle, zupełnie niespodziewanie wasze telefony tracą łączność, wyspę otacza jakaś dziwna bariera powodująca, że statki po prostu znikają i jesteście zupełni odcięci od reszty świata. Dokładnie z taką sytuacją muszą zmierzyć się wykreowani bohaterowie. Na domiar złego, okazuje się że dawne Irlandzkie legendy są prawdziwe, a starożytna rasa Sidhe po wielu wiekach pragnie zemsty za wygnanie do Szaroziemii - obrzydliwego, trudnego do zamieszkania miejsca pełnego śmiertelnych niebezpieczeństw i trujących oparów. A cóż byłoby lepszą zemstą na odwiecznym wrogu, niż uderzenie w to, co ma najcenniejszego? Między 10 a 18 rokiem życia, każde dziecko bez wyjątku poddawane jest próbie. W losowym momencie swojego życia zostaje przeniesione do krain Elfów, zupełnie nago i bez żadnej broni. I w tym właśnie momencie mogę wytłumaczyć o co chodzi z tymi wspomnianymi na odwrocie okładki słowami wspominającymi o 3 minutach. Osoby, które zostały porwane mają bowiem dokładnie 3 minuty na próbę przeżycia tego starcia. Są to oczywiście minuty ludzkie, gdyż w krainach Sidhe czas mierzony jest inaczej i sądząc po opisach zamieszczonych w The Call, można wywnioskować, że jest to odpowiednik niecałego dnia w Szaroziemi. Przeniesione osoby są zupełnie bezbronne i muszą zrobić wszystko, by przetrwać, bo może czekać ich los zdecydowanie gorszy niż śmierć.
W takim właśnie świecie żyje Nessa - główna bohaterka książki. Jest ona postacią stworzoną w sposób zdecydowanie niestandardowy. Nie mamy w tym przypadku do czynienia ze schematycznym sposobem kreacji, bo owszem, postać jest silna, jednak w zupełnie inny sposób niż zazwyczaj.
Nie ma żadnych specjalnych mocy, ba - można ją nawet uznać za przeciwieństwo takiego stanu rzeczy. Pierwszy raz spotykam się z tym, że w książce podchodzącej pod fantasy, osoba wiodąca fabułę jest częściowo niepełnosprawna. Nessa ma porażenie nóg, co sprawia że nie jest w stanie poruszać się o własnych siłach ze względu na wykrzywienie kończyn. Mimo wszystko nikt nie gaszcze jej po głowie, a Szaroziemia nie ma zamiaru robić dla niej wyjątku, więc dziewczyna robi dosłownie wszystko, by przygotować się do swojego wezwania. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że wielu autorów powinno brać przykład z takiego sposobu przedstawienia postaci. Ewidentnie widać, że w tym przypadku to, kim stała się Nessa jest wynikiem wielu lat mozolnej pracy nad sobą, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Nikt nie zesłał jej gwiazdki z nieba, nikt jej nie wspiera w tym, co robi, a mimo to samodzielnie stawia czoła krępującym sytuacjom, spojrzeniom pełnym politowania, czy niebezpieczeństwom. Zauważyłam jednak jeden dość smutny mankament dzieła Peadara Ó Guilína, którym jest fakt, iż bohaterka została tak porządnie stworzona, że przyćmiewa inne postaci, w wyniku czego pozostali wypadają przy niej naprawdę blado i łatwo o nich zapomnieć.
Wezwanie czyta się potwornie gładko. Świat przedstawiony jest w prostych słowach i konkretnych opisach, które łatwo sobie wyobrazić. Mimo wszystko książka jest moim zdaniem zbyt lekka, bo przez ten niezwykle przyjemny odbiór burzy się atmosfera grozy, tak pieszczotliwie budowanej przez autora. Podoba mi się jednak wykorzystanie elementów mitologii Irlandzkiej, będącej brutalniejszą wizją elfów, przedstawianych zazwyczaj we wszelakiej fantastyce jako rasa pokoju. Te elfy są złe, są spaczone i to właśnie ludzie do tego doprowadzili. Łatwo jednak znaleźć podobieństwa do innych dystopii, takich jak choćby Igrzyska Śmierci i czuć że pisarz ewidentnie się tym tytułem inspirował, co przyznam - mnie osobiście zawiodło.
The Call jest z pewnością książką, którą poleciłabym osobom zmęczonym poważną fantastyką, bądź tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym typem literatury. Daje ona z pewnością wytchnienie od ciężkich dialogów i opisów mimo, że temat w niej zawarty nie należy do tych pozytywnych. Jeśli więc szukacie czegoś lekkiego na wiosenne wieczory, to właśnie ten tytuł będzie solidną pozycją ze względu na prosty, jednak ambitny przekaz.
Nie lubię, gdy w książce jasno widać podobieństwa do innych "kolegów po fachu", no ale cóż zrobisz, nic nie zrobisz. Już trudno jest wymyślić coś, czego nie było.
OdpowiedzUsuńPowieść na pewno przeczytam, bo intryguje mnie pomysł na fabułę, no i pięknie została wydana :D
Pozdrawiam
To Read Or Not To Read