Tysiąc pięter, Katharine McGee




Podróże na spore odległości w krótkim czasie? Automatycznie sterowane samochody? A może wielka wieża mieszcząca w sobie tyle mieszkańców, co małe państwo? Cóż, Tysiąc pięter jest z pewnością epicentrum takich pomysłów, a futurystyczna wizja ukazana w książce najpierw porwała mnie opisem, a później, choć z oporem - gdy się w nią zagłębiłam. Była to jednak przygoda pełna zwrotów, nie tylko akcji, ale też moich czytelniczych doświadczeń. Czy mimo wszystko, w ostatecznym podsumowaniu tytuł ten się obronił?

Wizja przyszłości ukazana w roku 2118 nie odbiega tak bardzo od tego, czego się po nim spodziewamy. Zaawansowanie techniczne wybiegło na przód, spełniając wszelkie nasze najskrytsze marzenia. Powstały samowystarczalne miasta, sztucznie modyfikowane zasoby, takie jak lepsze zamienniki dla szkła, drewna, a nawet jedzenia. Ludzkości udaje się również kontrolować pogodę. W tak przedstawionej wizji poznajemy Nowy Jork i to zmieniony nie do poznania. Wszystkie ważne zabytki zniknęły, zniknął także Central Park będący dumą swego miasta. To właśnie na nim wybudowano ogromną na tysiąc pięter budowlę, przyćmiewającą wszystko, co dotychczas stworzono i to właśnie do niej przeniesiono wszelkie dobra tego miasta. Wieża jest mieszaniną różnych kultur, gdzie wraz z rosnącym piętrem rośnie również status społeczny. Na tysięcznym poziomie budynku mieszka Avery - genetycznie zaprojektowana do bycia idealną nastolatka, oraz jej adoptowany brat Atlas. Poniekąd to oni właśnie będą nadawać rytm historii, jednak bohaterów w przypadku tej książki jest zdecydowanie więcej i każda kolejna osoba pojawiająca się na jej stronach, choć z początku niewinnie, w ostateczności nadaje sens i znaczenie zakończeniu.

Z góry zapowiadam, nie będzie to tekst typowy ze względu na to, że sama książka jest dość niestandardowa. Swoim charakterem przypomina bardziej serial ala Moda na sukces. Jest to jednak porównanie dość niefortunne, mające jedynie na celu zaznaczyć, jakiego typu fabuły możemy się spodziewać (na szczęście bez dużej ilości zmian partnerów i powtarzających się w nieskończoność żenujących kłótni). Nie znajdziemy tu również zawirowań akcji, wszystko przebiega gładko, a tempo nadają jedynie kolejne ujawnione tajemnice, czy też wynikające z tego afery, ponieważ to właśnie one sprawiają, że ostatecznie ktoś zginął. Nie jest to spoiler, żeby nie było. Są to tak naprawdę pierwsze zdania w tej książce, a każdy kolejny rozdział jest tak naprawdę rozwikłaniem zagadki kto i dlaczego do tego doprowadził. Przez ten jednostajny, przeplatany małymi zwrotami akcji rytm, tytuł czytałam niesamowicie długo, co było dość męczące zważywszy na fakt że akcja posuwała się bardzo powoli. Ogólnie według mnie książka mogłaby być krótsza o jakieś 100 stron, bo przyśpieszyłoby to rozgrywające się wydarzenia, bez specjalnego uszczerbku dla opowieści bohaterów. Co najzabawniejsze, samo zakończenie pozostawiało spory niedosyt i było w nim wiele kwestii wymagających zamknięcia. Być może jest to otwarta furtka dla napisania kontynuacji? Tysiac pięter daje zupełnie inne doświadczenia niż typowa młodzieżówka. Mamy tutaj szeroko zarysowany konflikt klas, oraz ich dramaty. Każdy mierzy się z innymi demonami. Biedota pragnie żyć idealnie, jak mieszkańcy górnych pięter, którzy według nich wiodą beztroskie życie bez głodu. Zaś wysocy statusem społecznym walczą z własnymi problemami pełnymi kłamstw i intryg. Pragną również normalności, gdyż widać ewidentną tęsknotę za dawnym życiem sprzed kilkudziesięciu lat, gdzie nie każdy musiał być perfekcyjny, byleby tylko nie stworzyć rysy na swoim wizerunku publicznym. Przyznam, że osobiście przeraża mnie taki świat, w którym wszystko i wszyscy mogą być zaprojektowani na nasze skinienie i nic nie zależy już od natury. Takie społeczeństwo traci bowiem swoje korzenie, a tym samym charakter i osobowość.

Trudno jest mi ocenić jaką książką jest tak naprawdę dzieło Katharine McGee. Do wysunięcia sprawiedliwej oceny trzeba wziąć fakt, że wychodzi poza przyjęte schematy. Nie określiłabym jej jako złej, trudno mi też nazwać ją po prostu dobrą. Tysiąc pięter ma w sobie zdecydowanie coś, co ciężko mi uchwycić w wypowiedzi. Próbując określić jej istotę w jednym słowie, użyłabym określenia "niepowtarzalna". Z pewnością i w Waszym przypadku, kiedy już po nią sięgniecie, odczucie to będzie wam towarzyszyć aż po ostatnią stronę. Tytuł ten polecam szczególnie tym, którzy szukają odmiany na rynku wydawniczym, tylko ostrzegam - nie każdemu może przypaść do gustu.















4 komentarze:

  1. Bardzo intrygujący tytuł. Teraz jest o nim głośno, ale to pierwsza recenzja, którą czytam o tej książce. Jestem w szoku, spodziewałam się całkiem czegoś innego... Wydaje mi się, że czym prędzej muszę ją przeczytać! Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
    https://wroclawianka-czyta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wizytę na moim blogu jak również za zaproszenie do siebie :)

    Jeżeli chodzi o książkę, to jeszcze nie miałam okazji jej przeczytać. Z pewnością okładka przyciąga, tytuł również i po przeczytaniu Twojej opinii mam ochotę po nią sięgnąć i sprawdzić czy mi się spodoba.

    Zapraszam częściej do siebie: http://biblioteczkamoni.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna recenzja :) Mi książka bardzo się podobała, właśnie dlatego że jest niepowtarzalna a autorka stworzyła świat inny niż ten w którym obecnie żyjemy :)

    zapraszam do mnie :* http://mybooksharmony.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam jeszcze, ale sądziłam, że będzie jakaś ciekawsza z Twojej opinii tak nie do końca się zapowiada, zanim do niej dotrę trochę potrwa, więc może nie będzie tak źle ;)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 moja booktopia , Blogger